niedziela, 29 grudnia 2013

2. It's ridiculous!!


PROSZĘ O LINKI DO WASZYCH BLOGÓW W KOMENTARZACH BO CHCIAŁABYM CZYTAĆ BLOGI WSZYSTKICH KTÓRZY MNIE CZYTAJĄ :)

- Byłaś kiedyś w Londynie? - pyta Blake, gdy zostajemy same.  Maciek wyszedł właśnie by odebrać Laurę z lotniska. 
- Tylko na lotnisku - odpowiadam i biorę się za pomoc przy nakrywaniu stołu.  - Na Stansted,  a potem od razu pojechałam do Herefordu - wyjaśniam widząc jej pytającą minę.
- To znaczy, że byłaś już kiedyś w  Anglii. 
- Byłam - potwierdzam
- I jak ci się tu podoba? - pyta dziewczyna uważnie mi się przyglądając.  Ja też na nią nie patrzę.  Jej wzrok pada na moją dłoń.  Podchodzi do mnie i czyta. - Kto to?
- Taki jeden Harry - rzucam
- Rozumiem - odpowiada Blake z szerokim uśmiechem. 

Laura tuli się do mnie jakbyśmy nie widziały się tydzień.  Widziałyśmy się wczoraj.  Piłyśmy pożegnalną (hipsterską) kawę w Starbucksie w Galerii Krakowskiej z naszymi znajomymi.  (Oni płacili ja nie tracę kasy na takie rzeczy).

- Mary - szepcze w moje włosy. To dziwne,  nigdy tak mocno mnie nie ściskała. 
- Laura - mówię.  Patrzę w jej oczy.  Dziewczyna jest przerażona.
- Chodźcie bo jedzenie wystygnie - krzyczy Blake z kuchni. 
 Maciek patrzy na mnie i delikatnie potrząsa głową. Chwytam Laurę za rękę i ciągnę ją za sobą do salonu. Siadamy na drewnianych krzesłach. Maciek nakłada nam warzyw (tak zwanej wegetariańskiej zapiekanki). Jeszcze nie wiem czy podchodzi mi to żarcie.  Nie przepadam za mięsem,  ale chyba nie jestem gotowa na same warzywa.  
- Maria znalazła pracę - ogłasza Blake patrząc na Laurę - Ty też coś sobie znajdziesz - mówi krzepiąco.

Jest późna noc, gdy gasimy światło w naszym pokoju.
- Spotkałam Harrego - szepczę z dziwnym uczuciem w brzuchu. Słyszę, że Laura się podnosi. 
- Gościa z One Direction? - pyta, a ja się uśmiecham.
- Jego - mówię trochę głośniej bo nie wiem jak powstrzymać rosnące we mnie emocje.  Wiem, że Maciek śpi bo słyszymy jego chrapanie. - Mam do niego numer - czekam na pisk. Laura wybucha śmiechem.  Śmiech jest zaraźliwy. Chwilę potem śmiejemy się we dwie. 
- Zadzwoń - proponuje
- Po co? - oburzam się.
- Oj Mary, wiem, że Captain Evil miała już jakiś pomysł - Laura zna mnie lepiej niż ktokolwiek.
Ma ten niesamowity dar, że mnie rozgryzła.  Nie znamy się zbyt długo, w sumie to znamy się rok. Odkąd zapisałam się na basen.  (Ja pływam xd Niczym syrena! ) Pływanie to jedyny sport jaki uprawiam,  ale i to robię niechętnie. 
- Miała jakiś pomysł?- pyta, a ja podsuwam rękę z numerem pod jej nos. Wolę to rozwiązanie niż dzielenie się idiotycznymi pomysłami Evil.  - Dzwonię - Laura wyjmuje telefon i wpisuje numer.  Jest późna noc, a ja liczę,  że Harry odbierze.  
Niestety po kilku sygnałach włącza się poczta głosowa.  Głos Harrego brzmi jak głos seryjnego mordercy.  Obie z Laurą jesteśmy zaskoczone.
- To na pewno on? - pytam, gdy dziewczyna odkłada telefon. 
- A skąd mam to wiedzieć?  Ja z nim gadałam?
Czy czuję się zawiedziona?  Może trochę.  Kto nie chciałby żeby Harry Styles odebrał od niego telefon? 
- Mary, chodźmy spać - mówi Laura i przykrywa się kołdrą po same uszy. 
Próbuję zasnąć, ale męczy mnie to, że miałam cały dzień by zadzwonić do Hazzy, a tego nie zrobiłam.

Rano Blake podwozi mnie na Leopold Road. Życzy mi powodzenia i odjeżdża.  Wchodzę do księgarni.  Dzwoneczki obwieszczają, że przyszłam.
- Mary - wita mnie kobieta
- Dzień dobry - uśmiecham się.
- Co tak oficjalnie? Mów mi Emily,  dobrze?  - przytakuję - Pokażę ci co i jak i muszę biec do domu bo moja córka jest chora.
Po 10 minutach Emily zostawia mnie samą.  Rozpakowuję duży karton z nowymi książkami.  Próbuję przeczytać choć opis z każdej okładki by wiedzieć o czym są.
Dzwoneczki dzwonią, ale ja się nie ruszam. 
- Jest tu kto? - dobiega mnie głos.
- Już idę - krzyczę. Denerwuję się. A co jeśli o coś zapyta,  a ja nie zrozumiem?  Albo nie będę wiedziała co mu polecić?
- Cześć - mówi blondyn.  Nie odpowiadam, ale patrzę na niego - Szukam książki dla siostry mojego przyjaciela. Znaczy to on szuka,  ale ja tu jestem. Harry się załamał bo jakaś laska do niego nie zadzwoniła - zachciało mi się śmiać. To nie możliwe. Czyżbym doprowadziła Stylesa do łez? To śmieszne.
- Miło z twojej strony... Niall - mówię. 
Zaskoczony chłopak uśmiecha się szeroko. 
- Pomożesz mi coś znaleźć? - pyta
- Jasne - odpowiadam - Czy jego siostra (Nie miałam pojęcia,  że Harry ma siostrę,  ale w sumie nigdy nie myślałam, że sławni ludzie mają rodziny.  Dla mnie byli jednostkami. Po za tym zbytnio nie interesuję się tego typu ludźmi. Sławami w sensie.) czytała już Igrzyska Śmierci?  - pytam bo natrafiam na tę książkę. 
- Nie mam pojęcia.  Ale zaraz zadzwonię do Hazzy.
W czasie  gdy Niall dzwoni ja szukam dalej.  Gdy natrafiam na książkę o zespole McFly krzyczę z radości. 
- Co się stało? - pyta zaaferowany Niall. 
- Znalazłam to - pokazuję na okładkę. Uśmiech gości na twarzy blondyna.
- Też lubisz McFly?  - Czy ja ich lubię? Ja ich kocham,  szaleję. Hm... na tyle na ile to możliwe,  bo w Polsce nie wiele ludzi słyszało kiedykolwiek o McFly.  Chodź dzięki mnie cała moja szkoła nuciła jakąś piosenkę z ich repertuaru. 
- Kocham ich - mówię,  a chłopak uśmiecha się szerzej.  O ile to w ogóle możliwe. 
- Byłaś kiedyś na ich koncercie?  - dopytuje.
- O co to, to nie - chłopak robi zdziwioną minę.
- Co mówiłaś?-zdaję sobie sprawę, że powiedziałam po polsku. 
- Nie. Nie byłam.  Oni nigdy nie grali w kraju z którego pochodzę  - tłumaczę.
- Więc skąd jesteś? - Niall czy ty musisz wszystko wiedzieć?
- Z Polski - patrzy na mnie dziwnie. - To w Europie - przecież jesteśmy w Europie,  debilu - Niedaleko Niemiec?  Może Bałtyckie? Mówi ci to coś? - Niall wciąga powietrze i gdy ja spodziewam się,  że powie coś konstruktywnego on mówi:
- Zgłodniałem, a ta nazwa - wskazuje na okładkę Igrzysk Śmierci (The HUNGER* Games) -  sprawia,  że burczy mi w brzuchu.
- Dobrze - pakuję wszystkie trzy części do papierowej torby z logo księgarni.  Niall płaci kartą.  Harry miał podobną w swoim portfelu.  Uśmiecham się na tamto wspomnienie.
- Jak ci na imię? - pyta Niall mimo,  że powinien już wychodzić.
- Idź już.  Jesteś głodny - mówię.
- Pójdę jak mi powiesz. 
- Wredny szantażysto - mruczę po polsku pod nosem - Mam na imię Maria,  ale wolę jak mówi się do mnie Mary. 
Niall powtarza cicho moje imię i wychodzi.
Teraz tylko czekać,  aż pojawią się pozostali.  To zupełnie nielogiczne.  W całym Londynie są tysiące księgarni, a to do tej w której właśnie zaczynam pracę przychodzi Niall Horan. 
Captain Evil ma co do tego swoją spiskową teorię, ale ona potrafi znaleźć drugie dno we wszystkim.  Tak czy siak sytuacja jest śmieszna i mocno szalona.


* Hungry to po angielsku głodny. Czyli tytuł tej książki to Głodowe Gry tudzież Igrzyska (i według mnie tak powinno być,  ale jak wiemy oficjalny polski tytuł to Igrzyska Śmierci :oo). Dla Nialla, ponieważ jest z kraju anglojęzycznego, hungry oznacza głodny, dlatego blondyn uświadamia sobie, że jest głodny.

* Niall * 

Wracam do Harrego, który zjadł już ponad połowę moich słodyczy.
- Rusz dupę stary - mówię chcąc go ruszyć.
- Wal się - odpowiada Styles rzucając we mnie poduszką. 
- Wzdychasz do tej laski, a nawet nie wiesz jak ona ma na imię.  Koleś weź nie rób jaj.  Ty Styles,  co niby możesz mieć każdą, a mażesz się za jakąś turystką?
- Kupiłeś Gemmie prezent? - pyta Harold do poduszki zmieniając temat. 
- Książkę,  tak jak mówiłeś.
Harry wygrzebuje się z pościeli i bierze ode mnie torbę. 
- Ej, to ta książka co myślałem, że o jedzeniu? - pyta. Czyli nie tylko mnie ten tytuł wprowadza w mylne stwierdzenia.  

Harry ma twarz całą brudną od czekolady.  Nie wiem dlaczego na ten widok robi mi się smutno. Jeszcze wczoraj Harry był pewnym siebie debilem, a teraz leży, niczym siedem nieszczęść w moim łóżku. Gdyby nie przyszedł do mnie pijany, w środku nocy to na stówę bym go nie wpuścił.  

- Wstawaj - ściągam z niego kołdrę. Nie bardzo chcę mi się go niańczyć, ale jesteśmy przyjaciółmi. - Za minutę masz przyjść na śniadanie - prycham.  Pierwsze śniadanie o 14. Wchodzę do kuchni i otwieram lodówkę.
 - Styles, co do cholery? - moja zwykle pełna lodówka jest praktycznie pusta. - Harry chodź tu szybko albo cię pizdnę! - ostrzegam. 

 Chwilę później staje przede mną TO coś.
Białe skarpetki na nogach, czarne bokserki Calvin'a Klein'a, biały T-shirt ubrudzony na klatce piersiowej czekoladą i wymięta poduszka w ręce. Nie jestem mistrzem stylu czy coś, ale wiem, że on nie wygląda zbyt dobrze. 
Dziwne jest to, że próbując wymyślić osobę, która mogłaby mi pomóc wpadam na dziewczynę z księgarni.  

- Chcę płatki - żąda Harry niczym małe dziecko siadając na jednym z barowych krzeseł w mojej kuchni. Wzdycham i nalewam mleka do miski, a potem wsypuję czekoladowe kuleczki. - Wypadł mi portfel. Ona mi go podała. Przedstawiłem się, a ona nawet nie zareagowała. Powiedziałem, że musimy to zrobić od nowa. Obróciłem się. Ona znowu mnie zaczepiła i podała mi ten pieprzony portfel. Potem powiedziała, że wie,  że jestem z boysbandu, ale on ją to nie obchodzi i w ogóle nie pamięta jak się ten boysband nazywa. To trochę mnie zabolało. Wiesz, sam wymyśliłem tę pieprzoną nazwę i w ogóle,  mruknąłem, że fajnie,  że wie, iż z boysbandu. Wziąłem od niej portfel, bo zaproponowała, że się nim zajmie i jeszcze raz zaproponowałem autograf. Zgodziła się.  Wziąłem jej dłoń. Jej ręka była koszmarnie zimna, ale mimo wszystko wpisałem te 10 cyfr. Ona odwróciła się i odeszła. Zostawiła mnie tam z nadzieją,  że zadzwoni. I nie dzwoni. Cały wieczór spędziłem wpatrzony w ekran, ale nic. Resztę historii znasz. - całą w ch*j romantyczną historię jego życia znam na pamięć. Opowiadał mi ją co najmniej z milion razy - Stary,  ona wciąż ma na ręce te liczby! - rozwesela się Harry - Wystarczy tylko znaleźć dziewczynę z moim numerem na dłoni i już. Będziemy żyć happily ever after.
- The end - mówię.  - A co jeśli ona zmyła już te liczby? - rozmywam bajkową scenerię Hazzy.
- To nie możliwe, napisałem je niezmywalnym markerem. Mimo wszystko wiem co robię. 


__________________________________________________________________________
drugi rozdział! :oo 
jestem zaszokowana, że tak szybko poszło :)

jak myślicie, czy Harry spotka ponownie Mary?
omfg. mnie mogę się już doczekać następnego!! 
a i żeby nie zapomnieć
PROSZĘ O LINKI DO WASZYCH BLOGÓW W KOMENTARZACH BO CHCIAŁABYM CZYTAĆ BLOGI WSZYSTKICH KTÓRZY MNIE CZYTAJĄ :)
 a co do next'a 
2 komentarze = następny :p

ps. zapraszam na historię Cann i Anthony'ego, gdzie powinien za niedługo pojawić się nowy rozdział :) 

piątek, 27 grudnia 2013

1. Everything is new to me

Wiecie jak wyobrażałam sobie mój pobyt w Londynie? Chyba jak każdy. Piękny hotel chociażby St Ermin's (jedyne cztery gwiazdki), mnóstwo pieniędzy na zakupy i ciągła zabawa.
Cóż tak nie było.
Wsiadłam do samolotu na krakowskich Balicach. Musiałam wstać koło 4 by zdążyć na samolot. Jestem głupia bo nawet nie zatroszczyłam się o to by wiedzieć jaką maszyną polecę. Tak więc stewardessa poinformowała mnie, że lecę Ryanairem, wskazała mi miejsce i odeszła. Usiadłam na moim fotelu. Na szczęście przy oknie. Mężczyzna, który usiadł obok mnie przespał przez całe dwie godziny co było dla mnie prawdziwym szczęściem. Dotarliśmy do Stanford koło 8 rano. Brat mojej koleżanki Maciek czekał na mnie z torbą z McDonald's.

- Cześć - rzuciłam słabo.
- Marysia! - chłopak rzucił się na mnie i uściskał. Odpowiedziałam tym samym mimo, że byłam zaskoczona tymi czułościami.  - Chodźmy po twoje bagaże - zaproponował i ruszyliśmy po tej takiej śmiesznej taśmy, na której "tańczą" walizki. 
- To moje - krzyknęłam na widok mojej różowej walizki.

 Kocham różowy.  Bo różowy to nie kolor, to styl życia. Ludzie patrzyli na mnie dziwnie. Co z tego, że może byli po 10 godzinnych lotach? Ja byłam wyspana i gotowa do działania. Czasami tańczę. Wtedy właśnie dostałam napadu tańczenia. Wiecie jak komicznie to musiało wyglądać? Dość gruba nastolatka tańcząca na lotnisku wśród walizek i zmęczonych, przepoconych, śmierdzących turystów. Pewnie nie byłoby to tak zabawne gdybym potrafiła tańczyć, no ale nie potrafię. Nie porządnie.

- Chodźmy stąd - zaproponował Maciek ciągnąc mnie za ramię. Na początku stawiałam opór, ale potem przestałam. 

Wsiedliśmy do starej, rozklekotanej, srebrnej Hondy Civic. Z przyzwyczajenia chciałam usiąść po prawej stronie samochodu, ale w porę zorientowałam się, że nie jestem kierowcą. Niestety. Maciek szybko dojechał pod mieszkanie. Westminster. Środkowy Londyn. Mieszkanie jak marzenie. Wielkie i drogie.  

- Maciek? - usłyszałam kobiecy głos. 
- Hello Honey! - odparł chłopak.
- Hi! - kobieta zatrzymała się patrząc na mnie. - This is your sister? - zapytała.
- No - wtrąciłam się - I'm Laura's friend. My name is Maria. 
- Oh, Hi. Nice to meet you. - uściskałyśmy swoje dłonie - So, where is Laura? - wymówiła imię mojej koleżanki w taki dziwny, brytyjski sposób. Brzmiało to jak: LORA! 
- Still in Poland - mruknęłam. Nie chwaląc się... Jestem dobra w angielskim xd 
- Oh! Ale ona tu przyjedzie? - zapytała kobieta nadal po angielsku. ( stwierdziłam, że jak będę pisać po angielsku to będzie głupio, a i ktoś może nie zrozumieć xd) 
- Tak, na 18 będzie.  
- Wspaniale - ucieszyła się kobieta - Zdążę coś jeszcze ugotować. - wstała, zabrała swoją torbę i wyszła.
- To moja żona Blake - powiedział Maciek - Chodź, pokażę ci gdzie będziecie spać. 

Poszłam za chłopakiem wąskim korytarzem. Za białymi drzwiami był pokój, który przez najbliższy miesiąc będę dzielić z Laurą. Otwarłam je powoli. Był śliczny. Nie wielki, ale śliczny. Wprost nie do opisania. Usiadłam na jednym z rozkładanych łóżek. Maciek wręczył mi gazetę. Ach tak. Szukamy pracy.  To znaczy ja szukam. 
Co mogłabym robić?
Zaznaczyłam trzy ogłoszenia. Trzy, które mnie interesowały.
1. W piekarni.
2. W księgarni.
3. W lodziarni.  
Mimo, że w kolejności pierwsza była piekarnia, wpierw zadzwoniłam do księgarni. Z telefonu Maćka. 

- Tu księgarnia na Leopold Road w czym mogę pomóc?
- Poszukujecie pracowników?
- Tak. Jeżeli jesteś nastolatką to bardzo cię proszę, przyjdź. - uśmiechnęłam się w duchu. 
- Dobrze, to o której mam być? 
- 12 - 12:30. 
- Do zobaczenia! - rozłączyłam się. 

Nie wiem dlaczego miałam wrażenie, że dostanę tam pracę. No i się nie myliłam. Kobieta z którą rozmawiałam była również szefową. Powiedziała, ze spodobał jej się mój głos i praktycznie od tamtego momentu w którym go usłyszała, mam tę robotę. To moja pierwsza praca. W Krakowie owszem pracowałam chwilę jako niania na al. 29 listopada, ale jako normalny pracownik to jeszcze nigdy. Z resztą w Krakowie nie ma pracy dla dorosłych, wykształconych ludzi, a co dopiero dla małolatów. 

- I co? - zapytał Maciek, gdy wsiadłam do Hondy. 
- Mam tę pracę. - Jego radość była większa niż moja. 
- Myślisz, że dla Laury też coś się znajdzie?
- Jasne. Zaznaczyłam jeszcze dwa ogłoszenia, a to i tak tylko to co mnie interesowało. 
- Okay. 
- Pokaż mi Londyn - poprosiłam. Widziałam, że zrobił to nie chętnie, ale zabrał mnie do centrum miasta. 
* zamiana czasu *
Zaopatrzeni w kawę z Amt Coffee idziemy pod Big Ben.  Robię zdjęcia wszystkiemu co się dało. Mam mnóstwo zdjęć innych turystów i gołębi. Nie wiem jak wy, ale ja się ich boję. One są wszędzie. Na krakowskim rynku, w Rzymie (w którym byłam na wycieczce szkolnej) i w Londynie. WSZĘDZIE! 
Idziemy tak sobie miło,a ja robię zdjęcia jak szalona. Może dzięki temu zauważam jak jednemu gościowi wypada portfel z tylnej kieszeni. Po prostu nie trafił.
Podnoszę go z ziemi i podchodzę do chłopaka.

- Przepraszam? 
- Co? Gdzie podpisać? - patrzy na mnie spod ciemnych okularów - O cześć. To gdzie ten autograf?
- Wypadł ci portfel... - mówię pokazując zgubę. Chłopak mierzy mnie wzrokiem.
- Jestem Harry Styles - próbuje  oczarować mnie zielenią oczu i swoim nazwiskiem. Oczywiście wiem kim jest Harry Styles i reszta rozwydrzonej bandy zwanej One Direction. 
- Fajnie - rzucam obojętnie. 
- Nic? Serio? Kobieto co z tobą nie tak? - potrząsa mną za ramiona wyraźnie przerażony. - Przedstawiam ci się. Mówię, że jestem Harry Styles - robi nacisk na swoje nazwisko - a ty nic?  Zrobimy to jeszcze raz. - wręcza mi portfel do ręki i odwraca się. - No!! Zaczynaj. 
- Przepraszam? - zaczynam ponownie. - Czy to twój portfel? 
- Taak?
- Oh! To ty! Z tego boysbandu. Tego co mnie nie obchodzi i jego nazwy nie pamiętam. - krzyczę. Pamiętam. Ale niech sobie nie myśli. 
- Przynajmniej wiesz, że z boysbandu - Harry robi zbolałą minę. 
- Oh daj spokój! - mówię - Bierzesz ten portfel? Bo jak nie to chętnie się nim zaopiekuję. 
- To może jednak autograf? - szczerzy się niemiłosiernie. - No dawaj - ciągnie mnie z dłoń. Poddaję się. Harry zamaszystym ruchem podpisuje się na mojej dłoni.
- Gotowe - mówi, a ja zerkam na rękę. "Zadzwoń" plus jego numer telefonu.
Mam jego numer telefonu. Włącza się w mojej głowie Captain Evil czyli druga ja. Ta bardziej niebezpieczna xd 

Skoro posiadam numer Styles'a to mogę się go pozbyć. Znaczy Harrego. Raz na zawsze. Tylko czy chcę. Ale problem jest taki, ze chyba nie chcę. Polubiłam to rozwydrzone dziecko. 
Wracamy z Maćkiem do domu. Blake gotuje kolację. Jakieś wegetariańskie danie. 

- Cześć - krzyczy z kuchni. - Udało się?
- Tak dostałam tę pracę - opadam na kanapę. 

Mój wzrok spoczywa na lewej dłoni. Szybko wstaję i biegnę do łazienki. Moczę dłoń pod wodą i mydlę ją mydłem. Co ta z cholerna chemia, która nawet się nie odbarwia? Ten cholerny debilowaty Styles doskonale wiedział co robi. Może się pomyliłam? Może jednak Harry Styles coś mnie obchodzi? 

________________________________________________
pierwszy rozdział nowej historii tym razem o One Direction ( bo poczułam tę moc ) 
mam nadzieję, że wam się spodoba! 
i do następnego! :*
1 komentarz = next 

niedziela, 22 grudnia 2013

Hey :3

Cześć tu znowu ja xd

Tym razem (zaskoczę was) zajmę sie fan- fiction, między innymi o waszym kochanym One Direction.
Wpadłam na szalony i głupkowaty pomysł, ale mam nadzieję, że mi się... powiedzie?? tak, chyba tak

Pozdrawiam i do pierwszego rozdziału!